„W każdej kobiecie drzemie potężna siła, bogactwo dobrych instynktów, moc twórcza oraz odwieczna prastara mądrość. To dzika kobieta, symbolizująca instynktowną naturę kobiet. Jest ona zagrożona, bo choć dary dzikiej natury dostajemy w chwili narodzin, społeczeństwo usiłuje nas „cywilizować” i wtłoczyć w sztywne role, które zagłuszają głębokie, życiodajne przesłanie naszych dusz.
Clarissa Estes w swojej książce, której napisanie pochłonęło jej dwadzieścia jeden lat, odkrywa różnorodność międzykulturowych mitów, baśni i legend, wnikliwie je analizując, co sprawia, że opowieści te stają się pełne nieznanych dotąd treści i znaczeń.
Autorka zaprasza zarówno kobiety, jak i mężczyzn do królestwa ducha prawdy – ducha, który rozbudza, uzdrawia, rzuca wyzwania, łączy i raduje.”
Tyle się nasłuchałam i naczytałam zachwytów na temat tej książki, że w końcu postanowiłam przeczytać i ja. Łoooo matko!!! Chyba żadna inna książka mnie tak nie wymęczyła i żadnej nie czytałam aż tak długo. Zajęło mi ponad rok dobrnięcie do końca. I chociaż dzisiaj wiem, iż ponoć właśnie takie powolne czytanie „Biegnącej z wilkami”, w małych kawałkach, z przerwami na rozmyślania i na odpoczynek jest przy tej lekturze najbardziej wskazane, to i tak nie powiem abym zachwyciła się tą książką. Choć jak najbardziej wyłapałam jej przekaz, jej odkrywanie i docieranie do sedna kobiecości, to jak dla mnie w całości jest to książka zbyt męcząca. Wymęczyła mnie przerostem formy nad treścią, ciągłymi wstawkami obcojęzycznych wyrazów (które i tak były potem tłumoczone, więc nie rozumiem tym bardziej po co aż tyle ich pojawiło się w tekście). Wymęczyła mnie licznymi powtórkami w analizowaniu danych opowieści i wreszcie wymęczyła mnie również stylistyką. A szkoda, bo samo w sobie jej przesłanie jest bardzo wartościowe. Ogólnie nie wiem więc czy jest to książka, która mnie wzbogaciła wewnętrznie o cokolwiek. Biorąc ilość minusów i plusów to chyba w ostatecznym rozrachunku wynik wychodzi zerowy.